Dwie grupy wybrały się na wyprawę himalajską. Jedna pokonywała znaczne odległości szybko wyprzedzając drugą. Druga natomiast wyznaczyła minimum na każdy dzień i się jego trzymała. Nie jest to jednak opowieść o wyprawie górskiej, ale sposób na prokrastynację.
Dotrzeć do celu
Nie trudno odgadnąć, że uczestnicy pierwszej grupy szybko utracili siły. Początkowy entuzjazm zmienił się w wyczerpanie. W końcu musieli zawrócić.
Natomiast druga grupa codziennie określała możliwe do wykonania minimum. Po jego osiągnięciu zapadała wspólna decyzja czy idą dalej czy odpoczywają. Przy planowaniu brali pod uwagę zmienne warunki atmosferyczne i coraz większe zmęczenie. Realny plan i elastyczne podejście sprawiło, że to oni dotarli do celu.
Mądre planowanie
Zanim poznałam tę historię miałam takie okresy w życiu, w których dosłownie rzucałam się na pracę i się szybko wypalałam. Wydawało mi się, że jestem bardzo efektywna pracując po kilkanaście godzin dziennie, ale prawda wyglądała inaczej. Po przeforsowaniu trudno mi było się zebrać do działania następnego dnia. Nawet najpilniejsze rzeczy musiały poczekać.
W końcu postanowiłam to zmienić. Zaczęłam na każdy dzień wyznaczać minimum uwzględniając czas na odpoczynek i posiłki. Przestałam mieć nierealne wymagania wobec siebie, że cały projekt mogę zakończyć w jeden dzień. Nauczyłam się dzielić pracę mądrze. Dodatkowo nadawałam zadaniom hierarchię i najpierw wykonywałam najpilniejsze lub najtrudniejsze, aby jak najszybciej mieć je za sobą i aby nie musieć o nich myśleć cały dzień.
Przestałam myśleć o tym ile mam pracy w związku z projektem, który akurat realizowałam, bo to tylko przynosiło mi frustrację i niepotrzebne martwienie się czy zdążę. Zamiast tego metodycznie krok po kroku, realizowałam konkretne zadania. Gdy towarzyszył temu spokój praca szła szybciej i co najważniejsze była przyjemniejsza. Znalazłam swój sposób na prokrastynacje, który sprawdza się doskonale. Dzielę się więc nim z Tobą Drogi Czytelniku.